Sądowa walka o obronę życia. Film, który może wstrząsnąć kinematografią

Przed polskimi widzami premiera filmu, który ma potencjał na wzbudzenie burzy komentarzy niczym po publikacji filmu „Nieplanowane”.

Amerykańska sprawa Roe kontra Wade zakończyła się niestety legalizacją aborcji. Kolejny reżyser odważył się jednak wyłamać z hollywoodzkich standardów politycznej poprawności i stworzył obraz o jednej z najgłośniejszych batalii sądowych w dziejach Ameryki odbiegając od narracji przez lata podtrzymywanej w mediach i popkulturze, którą na ten temat wylansował ruch proaborcyjny.  Sprawa toczyła się przed Sądem Najwyższym blisko 50 lat temu, ale rzuca się cieniem po dzisiaj, jeśli mowa o obronę życia. Holywood ma długą tradycję kina sądowego i wreszcie do tego gatunku trafia obraz reprezentujący głos środowiska pro-life.

"Oto fakty na temat tego, co się wydarzyło. Pokazujemy tylko, jak było. Jedynie prawdę" – odpowiada na zarzuty o jednostronny przekaz w swoim dziele Nick Loeb, twórca scenariusza i reżyser „Roe v Wade” (w Polsce dzieło jest już zapowiadane przez dystrybutora pod tytułem „Wyrok na niewinnych. Sprawa Roe przeciw Wade”). A prawda jest druzgocąca dla aborcjonistów - fałszowanie danych na potrzeby manipulowania opinią publiczną i sądem, bezkrytyczne podejście mediów, które bez weryfikacji publikowały wymyślane przez zwolenników aborcji eugenicznej statystyki dotyczące nielegalnych aborcji, zgonów podczas nich. Sama Jane Roe, była przedmiotowo wykorzystywana w celach procesowych, wreszcie nie ukrywano nawet biznesowych motywacji liderów aborcyjnych grup nacisku. To tylko niektóre fakty przedstawione w filmie, o których wspomina producent obrazu. Dodajmy do tego choćby taką scenę jak ta, w której Margaret Sanger, założycielka niechlubnej sieci klinik aborcyjnych Planned Parenthood, przemawia na wiecu Ku-Klux-Klanu, przekonując słuchaczy, że aborcja jest dobrym narzędziem do zmniejszenia populacji Afroamerykanów. Wiadomo, iż taki obraz wzbudzi wściekłość zwolenników aborcji.

Podobnie jak w przypadku „Nieplanowanych”, film miał już kłopoty na etapie produkcji. Część ekipy filmowej pod wpływem środowiskowej presji wycofała się z realizacji w trakcie zdjęć. Tradycyjnie twórcy byli blokowani w mediach społecznościowych. Kierownicy produkcji spotykali się z odmową wynajmu lokalizacji do kręcenia scen. Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, że podczas lunchu „aresztowano” ekipie sprzęt filmowy. Gdy to stało się już nieznośne i zagrażało dokończeniu projektu, twórcy podjęli decyzję, by film kręcić... w konspiracji, pod zmienionym tytułem.

Nie wydaje się jednak – co również jest stosowaną metodą – że dzieło to da się „zamilczeć”. Choćby ze względu na dobrą obsadę, z laureatem Oscara Jonem Voightem na czele. Grający Warrena E. Burgera, przewodniczącego Sądu Najwyższego, 82-letni aktor jest bez wątpienia twarzą i największą gwiazdą produkcji. Prywatnie to jeden z nielicznych hollywoodzkich aktorów, który przyznaje się do wyznawania konserwatywnych wartości. W główną rolę, doktora Bernarda Nathansona, ginekologa, który przeprowadził 70 000 aborcji i odegrał znaczącą rolę w procesie Roe v Wade, a kilka lat później nawrócił się i stał się twórcą głośnego filmu „Niemy krzyk”, wciela się sam reżyser Nick Loeb. Loeb w wywiadzie dla „Hollywood Reporter”, zapytany, dlaczego podjął ten temat, w bardzo osobistym tonie wyznał, że sam stracił dwójkę dzieci w wyniku aborcji, po czym dodał: "Im bardziej się starzeję, tym bardziej żałuję. Gdybym miał wtedy tę wiedzę, którą posiadam teraz, nie doszłoby do tego. Każdego roku śnię o moich dzieciach w takim wieku, w jakim byłyby teraz. Te sny zaczęły się wiele lat temu i jest to dla mnie duży ciężar emocjonalny".

Przedpremierowy pokaz filmu miał miejsce kilka tygodni temu na Konferencji Konserwatywnej Akcji Politycznej w Orlando, na której pierwsze przemówienie po ostatnich wyborach wygłosił Donald Trump. Bilety wyprzedały się do ostatniego miejsca. Mimo pandemii i faktu, że w wielu stanach kina są nadal zamknięte, amerykańska premiera „Roe v Wade” odbyła się nieprzypadkowo w Wielki Piątek 2 kwietnia. Film – choć dotyka historii sprzed 50 lat – w znacznie większym stopniu niż dzieło Konzelmana i Solomona jest demaskatorski dla środowisk aborcyjnych. Podobnie może być w Polsce, gdzie dodatkowo dochodzi kontekst wydarzeń ostatnich miesięcy, w tym niespotykanej agresji środowisk aborcyjnych. To właśnie o takich środowiskach i takich zachowaniach w dużej mierze opowiada to dzieło. Czy tak będzie, przekonamy się już 18 kwietnia, bo Polska będzie drugim po Stanach Zjednoczonych krajem, w którym widzowie będą mogli zobaczyć produkcję, do tego – ze względu na zamknięte kina – w szerokiej, bo internetowej dystrybucji.

„Wyrok na Niewinnych. Sprawa Roe przeciw Wade” (org. „Roe v Wade”), rok prod. 2020, USA, 108 min, scenariusz i reżyseria: Nick Loeb i Cathy Allyn, w rolach głównych: Jon Voight, Nick Loeb, Robert Davi, Stacey Dash, William Forsythe, Steve Gutenberg, John Schneider

« 1 »

reklama

reklama

reklama