„Cud nad Wisłą" za sprawą modlitwy Narodu i Bożej ingerencji?

Czy bez Bożej ingerencji w roku 1920 byłby możliwy jeden z największych triumfów polskiej armii? Przełomowa książka „Zwycięstwa z pomocą nieba” napisana przez uznanego mariologa Wincentego Łaszewskiego zmienia nasze racjonalistyczne spojrzenie na historię Polski i świata. Poniżej zamieszczamy fragmenty z rozdziału zatytułowanego „Cud nad Wisłą".

CUD NAD WISŁĄ

Zaistniał podczas wojny polsko ‑ bolszewickiej w 1920 roku. Mimo świadectw żołnierzy mówiących o objawieniu Maryi był on od początku przeadresowywany: najpierw zwycięstwo miało być zasługą ludzi stojących u władzy, a w latach rządów komunistycznych – splotu kilku szczęśliwych (a właściwie: nieszczęśliwych) wydarzeń. Warto pamiętać, że interwencję nieba przywołała wielka narodowa modlitwa, w której zniknęły podziały, niechęci i osobiste interesy. Polacy modlili się jako naród, modlili się razem z władzami państwa i biskupami. Na tę jedność czekało niebo, by obdarzyć Polskę Bożym miłosierdziem. 

„Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego nazwane zostało Cudem nad Wisłą. To zwycięstwo było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową”. Tak 13 czerwca 1999 roku mówił w katedrze warszawsko - praskiej papież Jan Paweł II. 

Ojciec święty wskazywał na dwie rzeczy: na nadprzyrodzoną pomoc, która przyszła z nieba, i na wielką modlitwę, która ją wyprosiła. A nie była to modlitwa dziesiątków tysięcy jednostek, ale jednego narodu. Czym innym jest „modlitwa wielu ludzi” i „modlitwa jednego narodu”. Ten sam papież przypominał, że suma jednostek jest czymś mniejszym niż tworzona przez nich jedna wspólnota. To „bycie jednego serca i jednego ducha” odegrało w Cudzie nad Wisłą najważniejszą rolę. Bo Bóg nie pochylał się nad życiem i problemami poszczególnych ludzi. Interweniował w sprawie jednego narodu…

Lato 1920 roku było czasem wysiłku ludzi aż po pot na czole, aż po śmierć – i Bożego cudu. Tak właśnie patrzył na Cud nad Wisłą nuncjusz apostolski w Polsce Achilles Ratti, który przebywał w Warszawie w dniach zagrożenia ze strony Armii Czerwonej. Wiedział, że zwycięstwo, które nazywał „zwycięstwem Maryi”, było owocem żarliwej modlitwy narodu. Nuncjusz był pod tak wielkim wrażeniem modlitewnego zrywu Polaków, że wybrany na papieża (przyjął imię Pius XI), na ścianie letniej rezydencji w Castel Gandolfo polecił namalować obraz przedstawiający Cud nad Wisłą. Chciał zachęcać ludzi do takiej modlitwy. Chciał, by znak Cudu nad Wisłą wskazywał drogę przyszłym pokoleniom. Fresk jest tam do dziś… i do dziś pozostaje znakiem, już nie dla samych Polaków. Achilles Ratti był przekonany, że bitwa warszawska mówi – i niech woła o tym przez kolejne pokolenia! – o Bożej ingerencji w bieg historii, ingerencji wyproszonej przez wiernych.  

Przyszły papież pragnął wskazać Kościołowi, że tu, na naszych ziemiach, kryje się reguła skutecznego błagania o cud. Ten cud był owocem modlitwy zjednoczonego narodu. Czy była to krucjata? Tak, choć w roku 1920 nikt nie używał tej nazwy. W krótkim czasie modlitewny wysiłek złączył setki tysięcy ludzi i był tak wielki, że można by obdarzyć nim kilka dziesiątków lat bezpiecznego istnienia innych narodów! Więcej, był to zryw modlitewny jednego podmiotu – narodu, bezprecedensowy nawet w dziejach znanej z szalonych zrywów Polski. Dlatego i cud był bez precedensu. 

OPATRZNOŚCIOWE ZDARZENIA 

Musiało stać się coś niezwykłego, że – jak pisał kard. Kakowski – polski żołnierz „skruszył dziesięciokrotnie liczbą przewyższającego najeźdźcę i, odpędziwszy go, ocalił Polskę, bardzo, nawet świat cały, śmiało rzec można, od niechybnej zguby”. Co to było? Stał się cud. Wymodlony przez naród. Najpierw pojawiają się opatrznościowe zdarzenia, dziwne zbiegi okoliczności… Pierwszym „cudem” jest nieoczekiwana decyzja Stalina, który nie chce wzmocnić pozycji Tuchaczewskiego w środowisku władzy i każe opóźnić o kilka dni zasilenie jego zachodniej armii siłami ściągniętymi z frontu południowego. Mimo rozkazów rosyjskiego wodza naczelnego Kamieniewa i ministra wojny Trockiego z 2 i 5 sierpnia Stalin zwleka z przegrupowaniem wojsk. A to do niego należy ostatnie słowo. Dlatego z dziesięciodniowym opóźnieniem armia południowa rusza na północ. Przybędzie za późno, by wziąć udział w bitwie warszawskiej i być może rozstrzygnąć o jej losie na korzyść Rosjan. Drugie „cudowne” wydarzenie wiąże się ze śmiercią majora Drohojowskiego. Ginie on 13 sierpnia, a bolszewicy znajdują przy nim tajne dokumenty, w tym mapę, na której narysowany jest plan manewrów polskiej armii. Tuchaczewski uznaje jednak mapę za celowo podrzuconą przez Polaków, chcących wprowadzić przeciwnika w błąd. Bolszewicy nie tylko nie wykorzystują zawartych na niej informacji, lecz także zakładają, że przedstawiony na mapach Drohojowskiego plan bitwy na pewno nie zostanie wprowadzony w życie. Kolejnym niezwykłym zdarzeniem jest zdobycie przez wojska polskie sztabu 4. Armii sowieckiej. Znajduje się on w Ciechanowie. Polacy przechwytują jedną z dwóch bolszewickich radiostacji otrzymujących rozkazy od dowództwa w Mińsku. Dodatkowo Polacy wiedzą, że druga radiostacja jest właśnie wyłączona, ponieważ dysponujące nią wojska przemieszczają się w inne miejsce. Gdy więc dowódca frontu wydaje 4. Armii rozkaz zawrócenia na południowy wschód i uderzenia na armię polską pod Nasielskiem, rozkaz ten słyszą tylko Polacy. Technicy błyskawicznie przestrajają nadajnik na częstotliwość używaną przez Rosjan i rozpoczynają zagłuszanie nadajników z Mińska, dzięki czemu druga z sowieckich radiostacji 4. Armii nie jest w stanie odebrać rozkazów Tuchaczewskiego. Warszawa na tej samej częstotliwości nadaje przez dwie doby bez przerwy… teksty Pisma Świętego. Kolejnym „cudem”, który zmienia losy wojny, jest bohaterstwo ks. Ignacego Skorupki. Jego bohaterski czyn i śmierć – pisze redaktor „Wiadomości Archidiezjalnych Warszawskich” – z opatrznościowego zrządzenia stały się punktem zwrotnym dla całego rozwoju wypadków, czy od tej ofiary pierwszego z warszawskich kapłanów nie rozpoczęło się niesłychane szybkością i rozmiarami zwycięstwo? Im bardziej wpatrywać się w ten dzień znamienny, w którym Królowa Korony Polskiej spełniła korną prośbę zgromadzonego na Jasnej Górze Episkopatu, tym wyraźniejszym się staje, że ten cichy i świątobliwy kapłan […] powołany został do spełnienia w przełomowej chwili naszych dziejów z obecnej wojny posłannictwa Joanny d’Arc. […] Bóg zażądał odeń, by stał się dla ojczyzny zadośćczynną ofiarą20.

Bo, dodaje autor, „wielkie rzeczy nie dopełniają się bez wielkich ofiar”.

CUD MARYJNY

Ale jest coś jeszcze. Królowa Korony Polskiej spełnia prośby swego narodu i wypełnia proroctwo z 1872 roku. Sama przychodzi na pole bitwy, by wesprzeć polskie wojska. Kardynał Kakowski wspomina o tym objawieniu w kontekście bohaterskiego czynu ks. Ignacego Skorupki. W swym pamiętniku zapisuje:

Szczegóły śmierci ks. Skorupki opowiadali mi młodociani żołnierze, których odwiedziłem w szpitalu, jako rannych. Bolszewicy wzięci do niewoli opowiadali znowu, że widzieli księdza w komży i z krzyżem w ręku, a nad nim Matkę Boską. Jakżeż mog li strzelać do Matki Boskiej, która szła przeciwko nim21.

Podobno ks. Skorupka miał wizję Matki Bożej Królowej Korony Polskiej i po tym widzeniu miał poderwać żołnierzy do kontrataku. Jak jest naprawdę? Wnikliwy badacz Cudu nad Wisłą, o. Bartnik SJ, pisze:

Matka Boża ukazuje się w postaci Matki Łaskawej – Patronki Warszawy. […] Pojawia się na niebie przed świtem, monumentalna postać, wypełniająca swoją osobą całe ciemne jeszcze niebo. Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę. Zjawia się w otoczeniu husarii, polskiego zwycięskiego wojska, które pod Wiedniem z hasłem „W imię Maryi” rozegnało pogańskie watahy. Matka Boża trzyma w swych dłoniach jakby tarcze, którymi osłania miasto Jej pieczy powierzone. […] Postać Matki Bożej była widziana przez dziesiątki, lepiej powiedzieć: setki bolszewików atakujących polskie oddziały w bitwie o dostęp do stolicy. To pojawienie się na niebie wywołało wśród sołdatów strach, przerażenie i panikę, której nie sposób opisać. […] Matka Boża, otoczona światłością, była doskonale widoczna na tle nocnego jeszcze nieba! Bolszewicy na ten widok uciekali w skrajnym przerażeniu, opuszczając ziemię radzymińską, która, wydawałoby się, już na zawsze miała pozostać w ich rękach! Odwrót bolszewików odbywał się w popłochu. Obozy uciekały wszystkimi drogami na przełaj, przez pola. Wozy łamały się, padały konie, którymi drogi były wprost usłane, pomimo że za dezercję groził sąd polowy i wyrok – rozstrzelanie!

To koniec marszu bolszewików na podbój świata. Teraz wydarzenia toczą się lawinowo – 16 sierpnia 1920 rozpoczyna się kontruderzenie. Już w pierwszym dniu natarcia wojska polskie wchodzą do Włodawy, opanowują odcinek Wisznice– Wohyń, osiągają rubież rzeki Wilgi, zajmują Garwolin. Dzień później siły polskie docierają do linii Biała Podlaska – Międzyrzec – Siedlce – Kałuszyn – Mińsk Mazowiecki. Większa część wojsk sowieckich przechodzi do nieskoordynowanego odwrotu. Polacy ścigają je coraz głębiej na wschód. Jesteśmy ocaleni! W całej Polsce trwa modlitwa dziękczynna.


Fragment pochodzi z książki „Zwycięstwa z pomocą nieba” Wincentego Łaszewskiego, Wydawnictwo Esprit

https://www.esprit.com.pl/732/Zwyciestwa-z-pomoca-nieba.html

« 1 »

reklama

reklama

reklama